Moja była (mój były) najniebezpieczniejszym i najbardziej jadowitym gatunkiem na świecie – czyli “krwawa walka stron” w “rozwodzie kościelnym”
Kiedy rozpada się małżeństwo, wspólnota ludzi, którzy jakby nie było kiedyś się w sobie zauroczyli, zakochali, przysięgali sobie miłość i życie do śmierci, w dobrej i złej doli, w zdrowiu i chorobie, to zawsze u źródeł tego kryzysu i rozpadu musiało pojawić się jakieś zło, którego oboje nie chcieli (a niekiedy nawet nie mogli) już pokonać. W większości sytuacji prowadzi to do wzajemnych oskarżeń, przerzucania całkowicie winy na stronę przeciwną, wyolbrzymiania małych problemów, które urastają do wymiaru konfliktu zbrojnego w myśl zasady „to ona jest winna” lub „to on jest przyczyną”.
W rozwodzie cywilnym poszukuje się winy, a niekiedy nawet orzeka się winę po którejś ze stron. Nie tak ma się sprawa z procesem o nieważność małżeństwa w Kościele. Z wielkim smutkiem spoglądam, jak niewiele osób proszących o pomoc prawną w takim procesie nie potrafi zrozumieć, że Kościół nie szuka winy po „jej stronie” lub po „stronie jego”. A przecież w większości są to osoby, które ukończyły katechezę w szkole ponadpodstawowej i z niej powinny pamiętać, że Kościół prowadząc taki proces stwierdza w nim nieważność sakramentu małżeństwa, a nie winę kogokolwiek.
Oczywiście, proces musi mieć jakąś merytoryczną podstawę nieważności, którą określa się w tytule sporu i odnosi się do jednej lub obu stron procesu, ale rolą sądu kościelnego nie jest tropienie i palenie na stosie „winnych, beznadziejnych i złych” małżonków, ale szukanie prawdy o małżeństwie sakramentalnym, szukanie odpowiedzi, czy ono w ogóle zaistniało czy nie. Zrozumienie tej prawdy, przyjęcie jej, może całkowicie przestawić zwrotnicę procesu, tak aby mimo bólu i zadanych sobie kiedyś ran obie strony zauważyły w nim szansę, którą daje im ponownie Pan Bóg na Nowe Życie. Najgorszym podszeptem są w takiej sytuacji emocje, które biorąc górę skazują strony (niekiedy też dzieci) na kolejną dawkę zranień i bólu. Dobrym wyjściem jest sumienny, uczciwy prawnik-kanonista, który podczas konsultacji potrafi również zobrazować, czym jest proces o „unieważnienie małżeństwa” i jaki jest jego cel, mając zawsze przed oczyma, że salus animarum in Ecclesia suprema semper lex esse debet czyli, że zbawienie jest w Kościele zawsze najważniejszym celem, do którego powinno się dążyć.
W przeciwnym razie proces kościelny stanie się poligonem doświadczalnym dla „nowej broni”, a druga strona „najniebezpieczniejszym i najbardziej jadowitym gatunkiem na świecie”.